Co do tego, że wszyscy, nie tylko dzieci, ale i my dorośli rozwijamy się (i uczymy!) poprzez zabawę (spróbuj stać się profesjonalistą w dziedzinie, która kompletnie cię nie interesuje…), nie ma wątpliwości. Wiadomo, jesteśmy gatunkiem homo ludens, który podobnie do innych gatunków (zwróć choćby uwagę na zwierzęta z najbliższego otoczenia: psy, koty podczas zabawy) spełnia się, zwłaszcza swoją funkcję społeczną, w grach i zabawach towarzyskich, także współzawodnictwie.
Dziecięcy rozwój od zawsze był stymulowany zarówno przez zabawę, jak i zabawki – choć dzisiaj przybrało to nieco inny wymiar, jako że zabawa dziecka ograniczona jest do pary przymiotników: mało wymagająca i samotna (!), a wszystko to z powodu zalewu plastikowych, świecących, grających cudów techniki, których jedyną zaletą jest to, że pozwalają czasem opiekunowi dziecka na krótką (bardzo krótką, gdyż najczęściej absorbują dziecko na krótką metę!) chwilę wytchnienia.
Warto postawić na ten rodzaj zabawy, który spełnia wszystkie wymogi dobrego stymulatora rozwoju: stawia wyzwania, pozwala na kontakt, angażuje dziecko i… kosztuje niewiele, gdyż, jak wiadomo, najlepsze rzeczy w życiu to rzeczy, których nie trzeba kupować.
Jakie więc są najlepsze zabawki dla dziecka?
- Mama i tata, jak również każdy inny dorosły – choć akurat tu różnica polega na różnych interakcjach z różnymi osobami.
Mama i tata mają tę przewagę, że z nimi dziecko najczęściej czuje się najswobodniej i to ich kontaktu łaknie. Zabawa z rodzicami to również budowanie więzi, które są podstawą udanego, zrównoważonego życia każdego człowieka. Nic tak nie łączy jak wspólne przygody w lesie, odkrywanie świata czy po prostu obieranie marchewki na czas (w przypadku starszych dzieci). W przypadku dzieci najmłodszych nic nie wywołuje takiej radości na twarzy niemowlęcia jak wygłupianie się, strojenie min (oczywiście przyjaznych) i wydawanie śmiesznych, lekkich dźwięków przez mamę i tatę – i nikt tak jak mama i tata nie odczytuje tejże radości (także innych emocji) z twarzy swojego dziecka – a na tym opiera się ta cenna interakcja.
Nie do przecenienia są jednak zabawy z rodzeństwem (zwłaszcza ze starszym – dla młodszych dzieci), z babcią i dziadkiem, jak również z dalszą rodziną (np. z wujkami), którzy często (jeśli nie sprawują regularnej opieki nad dzieckiem) są dużo bardziej wypoczęci od rodziców i… na dłużej wystarcza im w tej zabawie baterii. Co jeszcze istotne – im więcej zabaw z różnymi osobami dla dziecka (w późniejszym wieku dotyczy to także szerokiego przekroju rówieśników), tym skuteczniej uczy się dziecko różnych temperamentów ludzkich, charakterów, zachowań – i tym lepszych kompetencji społecznych nabiera, tym większe ma zdolności rozpoznawania emocji innych ludzi. I jeszcze coś – drogocenne – poznaje w tych kontaktach samego siebie.
Nie wykluczajmy dorastających dzieci z żadnych, choćby typowo dziecięcych (układanie klocków, gry planszowe, chodzenie po drzewach) zabaw: dajmy im alternatywę dla komputera, dajmy im siebie i swój czas.
- Siłowanki – o niezwyklej sile (sic!) tego rodzaju zabaw napisano już wspaniałą książkę (autorstwa Lawrence’a Cohena), choć jest też kilka innych publikacji. Punkt ten łączy się niezaprzeczalnie z pierwszym, ale zasługuje na wyróżnienie z uwagi na swoją ważność. Osią tej zabawy jest cielesność, kontakt ciało do ciała z drugim człowiekiem i sprawdzanie swoich umiejętności – siłowanie się, ale można to również rozumieć jako budowanie siły. I to nie tylko fizycznej!
Nie od dziś wiadomo, że siła fizyczna przekłada się często na siłę psychiczną – osoby skoordynowane ruchowo są stabilne emocjonalne, zdecydowane w ruchach fizycznych, są zdecydowane w podejmowaniu decyzji itd. Choć w dużej mierze za takie narzędzia życiowe odpowiada po prostu aktywność fizyczna (zajęcia wychowania fizycznego, uprawiane sporty), to wciąż właśnie siłowanki mają w sobie ten czynnik kontaktu z drugim człowiekiem – tym bardziej z rodzicem czy rodzeństwem.
I kosztują tyle, co ewentualnie rozpruta poduszka czy naddarty koc. Pamiętajmy, że zabawa ta nie ma absolutnie nic wspólnego z przemocą – jej założeniem jest wspólna zabawa, wzmożona aktywność fizyczna i, jak podaje na okładce książki „Siłowanki” wydawca: „dzikie harce, których potrzebuje każda rodzina”.
- Natura – natura i jeszcze raz natura. Dzieci organicznie wręcz ciągną do wszystkiego, co żywe, do prawdziwego środowiska, do przyrody. Tylko kontakt z nią jest w stanie zapewnić nam zrównoważony rozwój emocjonalny i mentalny, tylko dzięki kontaktowi z lasem, łąką czy polną ścieżką jesteśmy w stanie skutecznie się wyciszyć.
Znam rodziny, które będąc przekonanym o zbawiennym wpływie środowiska naturalnego na rozwój dzieci (i swój własny!), zwłaszcza dla dzieci ze spektrum autyzmu, zainwestowali wszystkie swoje oszczędności… w kupno działki z domkiem pod miastem ich zamieszkania.
Dzięki takiemu rozwiązaniu są w stanie – uciekając na weekendy z miasta (jeśli jesteś szczęśliwym mieszkańcem wsi, uciekaj… po prostu w pole!) – zapewnić swoim dzieciom świeże powietrze, kontakt z drzewami, mchem, widok zwierząt w ich naturalnym środowisku, śpiew ptaków o poranku i.. ciszę. Dzieci dzięki temu rozwiązaniu również regulują swoją aktywność („wyżywając się” wśród drzew), nabierają apetytu i odporności, uczą się szacunku do środowiska.
Jeśli ta opcja, z jakichkolwiek względów, czy finansowych, czy sytuacji rodzinnej, nie jest dla ciebie możliwa, rozważ po prostu cotygodniowe wycieczki do lasu. Niech cię nie zwiedzie świat, że najlepszą rozrywką dla całej rodziny na niedzielny poranek jest znowu kino czy piąte urodziny bohatera kreskówki. Tym, czego potrzebuje twoja rodzina, jest kontakt z naturą, który jest kluczem do… kontaktu z samym sobą.